Zygmunt Krzystanek
Z DZIEJÓW PARAFII
Helena Trólka – siostra Narcyza od Jezusa Hostii, urszulanka Serca Jezusa Konającego
Zapraszamy do przeczytania artykułu
Pana Zygmunta Krzystanka
Artykuł ukazał się w Nr 35 NATANAELA, s. 10-11
Dotychczas pisałem wspomnienia o kapłanach i siostrach zakonnych wywodzących się z naszej parafii, które to osoby już przekroczyły próg wieczności. Tym razem mam zaszczyt pisać o dziejach osoby żyjącej, mianowicie o Siostrze Narcyzie, Helenie Trólce, ze Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Obecnie jest ona jedyną osobą zakonną z naszej parafii. Jest rówieśniczką już zmarłej Siostry Urszulanki Marii Dawidy – Marianny Sygulskiej z Gotkowic. Były koleżankami szkolnymi z tej samej klasy Szkoły Podstawowej w Jerzmanowicach, z rocznika 1924 r. Moja siostra Helena, była ich koleżanką w tej samej klasie i wspomina te czasy przedwojenne. Tak się złożyło, że z tej samej klasy dwie osoby wstąpiły do zakonu, ale w różnym czasie. Siostra Maria Dawida – Marianna Sygulska z Gotkowic uczyniła to już 5 maja 1946 r., natomiast Siostra Narcyza – Helena Trólka z Jerzmanowic dopiero 26 stycznia 1950 r. Przed Nią do Zakonu Urszulanek wstąpiła jeszcze Siostra Kajetana – Józefa Kiełkowicz z Gotkowic, 20 czerwca 1946 r. i Siostra Maria Wanda – Marianna Polak z Jerzmanowic, 21 października 1946 r. W tym czasie proboszczem w naszej parafii był ks. Jan Rachtan.
Późniejszy, długoletni proboszcz , ks. kanonik Józef Krzykawski w swej książce „Jak dorastałem do kapłaństwa i kapłaństwo przeżyłem” – wspomina Siostrę Narcyzę, która wraz z pozostałymi Urszulankami: Marią Wandą – Marianną Polak z Jerzmanowic, z Gotkowic: Kajetaną – Józefą Kiełowicz i Marią Dawidą – Marianną Sygulską, w 1973 r. brały czynny udział w uroczystości nawiedzenia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Wspomina również całą rodzinę Trólków: Edwarda, Stanisława i Celinę, którzy służyli pomocą przy pracach inwestycyjnych w parafii, oraz Narcyzę, która pamiętała w modlitwie o parafii i służyła radą.
W sprawie opisu dziejów Siostry Dawidy zwróciłem się do Centrum Duchowości św. Urszuli Ledóchowskiej. Od S. Małgorzaty Krupeckiej otrzymałem odpowiedź zawierającą biogram s. Narcyzy Trólki. Zostało w nim spisane tyle, ile Siostrze Małgorzacie udało się usłyszeć od s. Narcyzy i sprawdzić w jej dokumentach. S. Narcyza mimo zaawansowanego wieku może i lubi czytać. Mam więc nadzieję, że tym artykułem nie tylko zaciekawimy czytelników, ale także sprawimy radość jego bohaterce.
Bóg zapłać Siostrze Małgorzacie Krupeckiej za poniższy opis dziejów Siostry Narcyzy, której w imieniu całej naszej parafii życzymy długich lat życia w dobrym zdrowiu.
Zygmunt Krzystanek
Helena Trólka urodziła się 31 marca 1924 r. w Sułoszowej, w powiecie olkuskim (w ówczesnym województwie kieleckim, obecnie małopolskim). W parafii w Sułoszowej została też ochrzczona. Jej rodzicami byli: Stanisław Trólka z Sułoszowej oraz Jadwiga z domu Odrobina, pochodząca z Jerzmanowic. Przyszła na świat w ubogiej, wielodzietnej rodzinie rolniczej. Była najstarsza z rodzeństwa, miała trzy lub cztery siostry, które wcześnie zmarły i dwóch braci. Prawdopodobnie niedostatek w domu rodzinnym sprawił, że we wczesnym dzieciństwie zachorowała na tzw. angielkę, czyli krzywicę. Rodzina przeprowadziła się wówczas z Sułoszowej do Jerzmanowic – do babci ze strony mamy. Helena bardzo polubiła Jerzmanowice, w których spędziła ponad 20 lat i które do dziś serdecznie wspomina.
Tam ukończyła 5-letnią szkołę podstawową. Już jako urszulanka, w 1968 r., należąc do wspólnoty w Nałęczowie, uzupełniła edukację o kolejne dwie klasy w eksternistycznej 7-klasowej szkole podstawowej dla pracujących w Wąwolnicy k. Lublina. Rodzina szczęśliwie przetrwała lata wojny (tylko wujka Niemcy wywieźli na roboty do Rzeszy). Jako najstarsza z rodzeństwa, Helena była najbardziej obarczona obowiązkiem pomocy rodzicom w gospodarstwie.
Impulsem, który spowodował, że zaczęła myśleć o powołaniu zakonnym, było wstąpienie w 1946 r. do szarych urszulanek w Kielcach jej trzech koleżanek z parafii jerzmanowickiej: Marii Sygulskiej (s. Dawidy), Józefy Kiełkowicz (s. Kajetany) i Marii Polak (s. Wandy). Dwie pierwsze mieszkały w sąsiednich Gotkowicach, trzecia w Jerzmanowicach. Wszystkie trzy zostały wysłane przez proboszcza do Kielc na diecezjalny kurs Caritas, prowadzony przez urszulanki pod kierunkiem s. Franciszki Popiel – późniejszej przełożonej generalnej zgromadzenia. Skutkiem spotkania z urszulankami w Kielcach była ich decyzja o przyłączeniu się do duchowych córek św. Urszuli Ledóchowskiej.
Największe wrażenie na 22-letniej wówczas Helenie wywarło pożegnanie Marii (s. Wandy) z rodzinną parafią. Zwłaszcza śpiewana wówczas pieśń „Królowej swej ja wiele przysięgałam” często później rozbrzmiewała w jej sercu. O pomoc w rozeznaniu poprosiła księdza w Mogile, dokąd z koleżanką pojechała na odpust 14 września, ale tamtejszy ksiądz odesłał ją do proboszcza. Z kolei jerzmanowicki proboszcz, zapytany o to podczas spowiedzi, początkowo odpowiedział zniechęcająco: pracować w domu rodzinnym i pomagać w parafii – to ma taką samą wartość jak życie zakonne. Później jednak, poznając lepiej młodą Helenę, która często przychodziła do niego wypożyczać książki, zmienił zdanie i zaczął sprzyjać planom parafianki, a ta namyślała się jeszcze półtora roku, szukając wymówki” przed pójściem za głosem Pana. Gdy napisała do urszulanek i otrzymała odpowiedź, że w zgromadzeniu jest dużo ciężkiej pracy, ucieszyła się, że to dobry pretekst do rezygnacji, ponieważ lekarz wykrył u niej problemy z sercem.
Realizacji powołania zakonnego nie sprzyjała też sytuacja w domu rodzinnym, w którym pomoc najstarszej córki wydawała się niezbędna, stąd nawet matce niełatwo było zaakceptować decyzję córki.
Plany Boże zwyciężyły jednak nad planami ludzkimi. Helena, mając 26 lat, wstąpiła 29 stycznia 1950 r. w Kielcach do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Od razu przekonała się, że rzeczywiście wszystkie siostry solidnie pracują, bo nawet gdy pierwszego dnia po przyjeździe czekała na rozmowę z przełożoną, od razu dostała ścierki do cerowania, żeby nie siedzieć bezczynnie.
W Kielcach odbyła wstępną formację zakonną – kandydaturę i postulat – w nieistniejącym już domu urszulańskim na Baranówku, pomagając równocześnie w przedszkolu, w pralni i ogrodzie. Do dziś ze wzruszeniem wspomina swoją ówczesną przełożoną, s. Urszulę Bartoszewicz, jako niezwykle dobrą, wyrozumiałą, świątobliwą osobę, która bardzo jej pomogła w stawianiu pierwszych kroków na nowej drodze życia.
14 sierpnia 1952 r. rozpoczęła w domu macierzystym szarych urszulanek w Pniewach nowicjat, który zakończyła pierwszą profesją zakonną 6 stycznia 1954 r. Do imienia zakonnego: N a r c y z a dodała predykat: od Jezusa Hostii. Pięć lat później, w 1959 r., też w uroczystość Objawienia Pańskiego, złożyła śluby wieczyste.
Wszędzie, dokąd zgromadzenie ją posyłało, służyła wspólnocie i innym ludziom poprzez ciężkie prace domowe i gospodarcze: w gospodarstwie rolnym, w ogrodzie, w pralni, w kuchni, zachowując pogodę ducha i coraz bardziej oddając siebie Boskiemu Oblubieńcowi. Zgromadzenie kierowało ją do różnych domów: w poznańskim Chartowie (1954-1957), w Otorowie (1957-1966), w domu macierzystym zgromadzenia w Pniewach (2 miesiące w 1966 r.), w Nałęczowie (1966-1970), w Lublinie (1970-1972) i Warszawie (od września 1972 r.).
Spośród urszulańskich wspólnot, w których spędziła część życia, chętnie dziś wspomina Otorowo ze względu na tamtejszy ogród, w którym lubiła pracować. Ponieważ w czasach komunistycznych zakonnice nie miały prawa do ubezpieczenia, jeśli nie były zatrudnione, a możliwość legalnego zatrudnienia władze różnymi sposobami im utrudniały, jednym z praktykowanych rozwiązań było fikcyjne zatrudnianie sióstr w charakterze pomocy domowych u zaufanych, zaprzyjaźnionych ze zgromadzeniem osób. Z tego powodu także s. Narcyza przez 9 lat była zatrudniona na pełny etat jako pomoc domowa w jednej z warszawskich rodzin, choć swojego „pracodawcy” nigdy nawet nie spotkała.
Dziś w Szarym Domu urszulańskim na warszawskim Powiślu dużo czasu poświęca na modlitwę i pogodnie patrzy na minione 92 lata życia, dziękując Bogu za wszelkie dobro, jakiego doświadczyła, a także za to dobro, które za jej pośrednictwem Pan Bóg wyświadczył innym.
s. Małgorzata Krupecka USJK